niedziela, 18 czerwca 2017

Od Serkage - Opowieść o Czterech Smokach

W chwili, gdy zabrzmiały pierwsze dźwięki skocznej melodii, zgromadzona widownia nadal przypatrywała się dwójce avian w oczekiwaniu. Niektórzy co prawda ledwie zerkali na nich pobieżnie, nie ukrywając przed nikim ogromnej dozy niechęci względem niezapowiedzianych artystów. Inni mrużyli oczy święcie przekonani co do tego, iż występ ten zupełnie nie zapadnie im w pamięć, a więc także, że stracą swój cenny czas na marne. Trudno było dziwić się ogólnemu sceptycyzmowi - ludzie w znacznej części mają paskudną przypadłość reagowania na warunki atmosferyczne, dlatego burza naturalnie nie poprawiała im humorów. Poza tym zdążyli się już zacząć nudzić, co tylko utwierdziło publiczność w przekonaniu, że należy spisać ten wieczór na straty. Mimo wszystko dwójka odmieńców stanowiła obraz tak daleki od codzienności typowego erdeńczyka, że znacznej części ludzi wyjątkowo trudno było oderwać wzrok od pierzastych płaszczy tancerzy.
Jak powszechnie wiadomo, przedstawienie powinno się zacząć i trwać. Avianie zaczęli tańczyć. Serkage musiał przyznać, że doskonale się bawił, tworząc barwne widowisko razem z Rhenawedd. Podejrzewał też, że gdyby znał kroki swojej roli w tańcu, a melodia nie była mu obca nie odczuwałby aż takiej niczym nie uzasadnionej radości. W ruchach dwójki tancerzy kryła się pewność i harmonia, osiągalna jedynie za sprawą wielogodzinnych ćwiczeń. Oczywiście ani Kage, ani Rhen nie mieli okazji przećwiczyć swojej koncepcji ich wspólnego tańca. Znali się jednakże na tyle, by móc perfekcyjnie zgrać się ze sobą. Brak jakiegokolwiek przygotowania był niczym dla pary wędrownych artystów. Życie na trakcie skutecznie uniemożliwiało prezentowanie schematycznych wystąpień, a co za tym idzie Ossovowie zostali niekwestionowanymi mistrzami skutecznej improwizacji. Serkage naprawdę to lubił, a jego towarzyszka - sugerując się promiennym uśmiechem Kani - najwyraźniej zupełnie podzielała jego zdanie. Co więcej, zdawała się radzić sobie znacznie lepiej od samego Kage. Dyktowała mu kolejne posunięcia i pilnowała, by na pewno dać pokaz godny avian. Orzeł oczywiście pozwalał sobą subtelnie kierować. Z ich dwójki to w końcu Rhen znała się na tańcu lepiej, a Serkage jej ufał. Niosło to także ze sobą świadomość, iż to właśnie aviańska kobieta, która potrafiła oczarować każdego swoim wdziękiem, stała się tym na co w pierwszej kolejności zwracano uwagę. W taki właśnie sposób avianom udało się oczarować publiczność. Ponadto zrobili coś więcej - kilku co bardziej otwartych ludzi przyłączyło się do nich, znajdując sobie miejsce dla siebie w pobliżu stołu tancerzy. Ogólna atmosfera także także ociepliła się na tyle, by lokal na powrót odżył i wypełnił się charakterystycznym dla miejsc tego typu gwarem głosów. Dopiero wtedy Serkage przestał tańczyć, rozsądnie odczekując aż do końca utworu. Ukłonił się nisko i uśmiechnął do zgromadzonych, a ci nagrodzili go brawami.
- Wybierasz się gdzieś? - spytała Rhen, gdy Feniks zeskoczył ze stołu pomiędzy ludzi i z uśmiechem poklepywał jednego z bardziej uzdolnionych po ramieniu, gratulując mu talentu. Po chwili odwrócił się w stronę Kukułki, a jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, gdy jej odpowiadał:
- A i owszem, ale nie przeszkadzaj sobie, skarbie. Baw się dobrze!
Rhenawedd nie pytała o to dlaczego Serkage ulotnił się ze sceny. Pomachała mu jedynie ręką i zawołała do muzyków, by wzięli się do roboty. Kania doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak bardzo towarzyską istotą jest jej Orzeł. Wiedziała też, że może być zupełnie spokojna o to z kim i o czym rozmawiał. Znała go na tyle, by mieć świadomość ile radości daje mu wmieszanie się w taki tłum, a potem zwyczajne rozmawianie czy opowiadanie niesamowitych historii. Serkage naprawdę lubił przyjęcia odkąd przestano dyktować mu kim ma być. A co za tym idzie trzeba było liczyć się z tym, że pod koniec zabawy znał i potrafił wymienić choćby z imienia większość sali.
- I jak, drogi panie? - zagadnął, podchodząc do gospodarza. Na jego twarz wypłynął uśmieszek osoby, która wie, że od początku miała rację i przyszła się upomnieć o uznanie tego - Pokój na siebie zarobił?
Gospodarz skinął mu głową, wzdychając przy tym jakoś ciężej niż było to konieczne. Postawa Serkage, która jasno sygnalizowała: "A nie mówiłem?" najwyraźniej nie trafiała w gusta mężczyzny. Aczkolwiek nawet jeżeli nie podobało mu się zachowanie obcego i tak, zgodnie z zawartą wcześniej umową, sięgnął po jeden z kluczy do pokoju i podał go Feniksowi.
- Niech no stracę... - mruknął nieprzekonany co do słuszności swoich działań. Po chwili jednak rozejrzał się po zadowolonym, rozbawionym tłumie i uświadomiwszy sobie całą sytuację dodał nieco milej: - Dobra robota.
- Tak jak obiecałem. - odpowiedział mu, śledząc wzorkiem tańczącą aviankę - Na szczęście nie mam w zwyczaju rzucać słów na wiatr.
Pora była już dość późna, kiedy ostatni zgromadzeni goście posiadali na swoich miejscach zmęczeni tańcem. Także i Rhenawedd opuściła miejscówkę na stole i odszukała Serkage. Nie musiała zbyt szczególnie się rozglądać, wystarczyło, że skierowała się ku najliczniejszemu zgromadzeniu na całej sali. Tam, gdzie był tłum, musiał być też Orzeł. W istocie Kage siedział otoczony roześmianą grupką kobiet i mężczyzn. Nieodmiennie bawił całe towarzystwo i był w swoim żywiole. Jednakże, gdy dosiadła się do niego Rhen, w mężczyznę wstąpiła nowa, jeszcze bardziej zaraźliwa energia. Urwał na chwilę, by odetchnąć. Jakiś miły chłopak z uśmiechem podsunął mu pod nos kubek pitnego miodu, z którego Feniks upił łyka. Objął ramieniem Sikorkę i dokończył swoją opowieść:
- Właśnie w ten sposób ja i moja ukochana, obecna tu, Rhenawedd zdołaliśmy uciec z rąk tychże oprawców, poświęcając jedynie kilka piór i moją godność. Pamiętajcie, piękni ludzie, nigdy, ale to przenigdy nie ufajcie staruszkom, których trzecie oko nieustannie was obserwuje. To nigdy nie prowadzi do niczego dobrego.
Tłum ryknął śmiechem i nagrodził bajarza gromkimi brawami. Rhen trąciła łokciem Serkage i nachylając się do niego spytała przyciszonym głosem:
- Znowu opowiadałeś o tej szamance, która o mało co nie pozamieniała nas w kwiaty?
Uszy jej wybranka zadrgały, kiedy skupił się na wypowiedzianych pod jego adresem słowach.
- Byłabyś najpiękniejszym kwiatem, który kiedykolwiek istniał. - oznajmił machinalnie - Ale owszem, właśnie tę historię im opowiedziałem. To opowieść tak absurdalna, że wszyscy bez wyjątku doskonale się bawią słuchając jej.
Do stołu avian podszedł nie kto inny jak gospodarz "Tańczącego kundla". Człowiek oparł się o stół i oblizał wargi, wodząc wzrokiem pomiędzy avianami, a rozbawionym tłumie. Wyglądał jakby miał coś istotnego do powiedzenia i jednocześnie nie potrafił ośmielić się, by wyrzucić to z siebie. Serkage mógł więc tylko przypuszczać co krępuje gospodarza na tyle, by nie odważył się mówić i odniósł wrażenie, że niezbyt spodoba mu się to, co usłyszy. Rhenawedd na szczęście postanowiła przyjść z pomocą gospodarzowi i spytała:
- Czy coś nie tak, mości gospodarzu?
- Nie, wszystko w porządku. Chciałem tylko... ja... - odetchnął i spróbował raz jeszcze - Chodzi o to, że zamierzałem zaproponować waszej dwójce stałą pracę w tym lokalu. Za godziwą opłatą, oczywiście.
Serkage zmierzył go zagadkowym spojrzeniem i położył dłonie płasko na blacie. Odchrząknął nieco i oznajmił aż przesadnie poważnym jak na te okoliczności tonem:
- Widzisz, przyjacielu, rozumiem, że nasz występ przypadł ci go gustu. Jednakowoż ptaki trzymane w klatce, nawet i pozłacanej, przestają śpiewać z właściwą sobie mocą. Nie należy odbierać wolności tym, którzy dla niej żyją.
- Co nie oznacza, że nie będziemy odwiedzać tego wspaniałego miejsca, jeśli nasza droga przebiegać będzie w pobliżu. - zapewniła Rhenawedd, by choć trochę złagodzić nieco szorstką wypowiedź Orła. - Po prostu wiązanie się na stałe z jednym miejscem jest sprzeczne z naszą naturą.
Gospodarz skinął głową i przysiadł się do stołu. Wydawał się być rozczarowany subtelną odmową, ale nie chciał drążyć tematu, ani tym bardziej naciskać. Co by mu przyszło ze zniechęcenia do siebie Ossovów? W obecnym stanie rzeczy zgodzili się przynajmniej na okazjonalne występy. Gdyby jednak zraził ich do "Tańczącego kundla" nie mógłby liczyć nawet na to. Ponadto deszczowa noc niosła ze sobą niejaką obietnicę rozrywki, z której grzechem byłoby nie skorzystać.
- Znasz jeszcze jakieś historie, bardzie? - zaczepił Feniksa jeden ze zgromadzonych dookoła ludzi. Serkage odwrócił głowę i spojrzał na niego z typowym dla siebie uśmiechem. Feniks już wcześniej mógł zorientować się, iż ten człowiek jest cenionym, okolicznym balwierzem. I szanował zawód tego człowieka ze względu na jego wszechstronność.
Nie przedłużając nazbyt, rozsiadł się wygodniej na ławie i ponownie odprężył.
- Skąd to pytanie! Oczywiście, że znam. - zaśmiał się - Znacie, piękni ludzie, Opowieść o Czterech Smokach?
Kage odczekał stosowną chwilę, przenosząc wzrok z twarzy na twarz. Nie doczekawszy się nawet cienia twierdzącego pomruku, kontynuował:
- Doskonale się składa. Posłuchajcie zatem, piękni ludzie, historii pięknej w swym majestacie. To opowieść o wielkich bestiach, ale i bohaterach. Niezmierzonym bogactwie, jak również ogromnej stracie. Historia tak niezwykła, jak niezwykłe potrafią być jedynie podania o epickich herosach i toczonych przez nich bojach... A zdarzyło się to wiele, wiele lat temu w położonych daleko za zachodnią granicą Erden bezimiennych już górach, których szczyty sięgały samego nieboskłonu. Miejsce to ponoć emanuje surową, najdzikszą magią aż po dziś dzień. Szczyty ów gór zamieszkiwane były przecież przez istoty równie piękne, co potężne, a mianowicie, przez smoki. Głęboko w trzewiach największej z gór pieczę nad światem podziemnym sprawował smok o łuskach barwy obsydianu, dzięki nim nazwany w pradawnym języku Enr'eadel, co w naszej mowie zwykło oznaczać Kamiennego lub Tego, Którego Stworzyła Skała. Smok ów słusznie nazywany był Władcą Pod Górami, a od jego ryku ogromne skały trzęsły się w posadach. Zaiste wielkie to było smoczysko o łapach jak pnie drzew i szponach jak miecze. Jednakże nie on jedyny we władaniu miał niedostępne, górskie ostępy. Enr'eadel miał trójkę współtowarzyszących mu braci z których każdy wziął pod opiekę inną sferę wspólnego królestwa. I tak Władca Pod Górami, najstarszy, a przy tym także najsurowszy i najsilniejszy z Czterech Władców, dzielił swe panowanie z Enr'rehanem, Tym, Od Którego Zależała Natura, Enr'trvenem, Władcą Mroźnych Szczytów, gdzie śnieg nigdy nie topniał, a mróz nie ustępował oraz Enr'scerenem, do którego należał nieboskłon i wszelkie gwiazdy świecące ponad szczytami niezdobytych ostępów. Ludzie nie znali tychże gór, gdyż nigdy nie śmieli zapuszczać się na tereny Czterech...
- A to dlaczego? - do opowieści Serkage wtrąciła się jedna ze zdecydowanie mniej kobiecych dam, opierająca się o ścianę w niewielkiej odległości od stołu. Dziewczyna była młoda, a nierówno przycięte, mysie włosy związała w kitkę na karku, by nie przeszkadzały jej zbytnio. Twarz dziewczyny przecinała ukośna blizna szpecąca grzbiet jej nosa. Przybrudzona, miejscami wystrzępiona koszula, myśliwskie spodnie i buty z cholewami, a także krótki miecz przytroczony do pasa, jednoznacznie utwierdzały w przekonaniu, iż dziewczyna nie zwykła spędzać dni w zaciszu domowego obejścia na typowych, kobiecych pracach - Czemu bali się odwiedzać góry?
- Z niezwykle prostego powodu, droga panienko. - odparł Feniks z uśmiechem - Obawiali się oni gniewu smoków, które zazdrośnie strzegły swego domu. Każdy obdarzony choćby tylko jednym ziarnkiem rozsądku, wolał zostać w znanych sobie, bezpiecznych terenach, aniżeli rzucać wyzwanie czwórce bestii większych niż stodoły, z których każda pojedynczym kłapnięciem paszczy potrafiła przegryźć w pół rosłego mężczyznę. Tacy to już są ludzie, którzy cenią sobie spokojne życie.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, analizując odpowiedź. To pojęcie strachu, najwyraźniej nie mieściło się w jej rozumieniu świata. Nic dziwnego - dziewczyna wyglądała na zakochaną w przygodach ryzykantkę i jasne było, że byłaby pierwszą osobą, która odważyłaby się zapuścić na zakazane ziemie.
- Niech będzie... - mruknęła niechętnie - Co było dalej?
- Jak mówiłem, górskie ostępy nie były odwiedzane przez ludzi zamieszkujących okoliczne wioski, choć z całą pewnością tamtejsze lasy pełne były zwierzyny. Panowanie Czterech w górach kwitło bez najmniejszych przeszkód niezmącone niczym, a okolica obfitowała we wszystko, co tak cenne naturze. Jednakże jak doskonale wiemy, piękni ludzie, im dłużej trwa pozornie pozbawiony wad układ, tym większy majestat i zagrożenie towarzyszą jego upadkowi. Tak było i w tym przypadku, bowiem porozumienie sięgające całych stuleci wstecz straciło na znaczeniu w obliczu właściwej wielkim smokom chciwości. Enr'sceren, Ten, Który Panował Na Niebie, o łuskach roziskrzonych światłem miliona gwiazd rzucił wyzwanie Enr'eadelowi, przekonany, iż to on powinien być tym, którego ludzie bać mieli się najbardziej. Pomiędzy Władcą Pod Górami, a Władcą Nad Górami doszło do zajadłej, bratobójczej walki. Straszny to był pojedynek na śmierć i życie. Ziemia drżała, gdy smoki zmagały się ze sobą w straszliwej potyczce, płonęły całe połacie lasów pod wpływem ognistego oddechu bestii, a ich przepełnione wściekłością ryki wypełniały powietrze nieprzerwanym, dudniącym grzmotem. Ludzie w obawie przed rychłym końcem znanego im świata skryli się w domach, z niepokojem obserwując jak żyzna niegdyś kraina niszczeje, przeorana szponami dwójki ślepo pojedynkujących się Władców. I walczyły smoki nieprzerwanie, a dzień zdążył wstać już czwarty raz. Potężne z nich były bestie, stąd i wytrzymałe, walczyć mogły bez ustanku przez wiele kolejnych dni i nocy.
- Co zrobili pozostali bracia, widząc to wszystko? - dopytał mężczyzna, przeczesujący palcami już i tak zmierzwioną, czarną brodę. Był kowalem, jak Serkage miał okazję się dowiedzieć nieco wcześniej, co tłumaczyło pochodzenie okazałych węzłów mięśni wijących się pod skórą mężczyzny.
- Osobno nie byli wstanie przeciwstawić się sile dwóch starszych, a przy tym potężniejszych braci. Ów niemoc zaowocowała tym, iż Enr'rehan wraz z Enr'trvenem, uprzednio odbywszy długą naradę, postanowili zasięgnąć rady u najmądrzejszych ludzi znanych światu. Bracia odbyli długą wędrówkę ku odległym krainom, gdzie znaleźć mieli trójkę najznamienitszych mędrców ówczesnego świata, a ci, gdy już zaznajomili się z ów sytuacją, zaradzili, by odebrać walczącym smokom ich prawdziwe postaci. Bestie nie mogły czynić spustoszenia, jeśli utraciłyby swe ciała. Dlatego też z poleceniem mędrców Władca Boru i Władca Mroźnych Szczytów powrócili w swe rodzinne strony. Jednakowoż zastali tam obraz, którego nie zamierzali widzieć nigdy w swym długim, nieskończonym życiu. Znany im świat przestał istnieć. Góry, ich piękne, majestatyczne góry zrównane z ziemią stały się jałową pustynią. Na niegdyś wspaniałe górzyste ostępy spłynął mrok, nieprzenikliwym całunem okrywający ziemię. Spustoszył kraj Czterech Władców.Wyschnięte rzeki i spękana ziemia nie niosły ukojenia dwójce znużonych podróżą smoków, a ich bracia nadal nie zaprzestali swych straszliwych zmagań... Nadszedł czas, by wszystko zakończyć. Enr'rehan pomimo iż najmłodszy, a przy tym najsłabszy z czworga braci zdecydował, że to właśnie on wypełni powierzone przez mędrców zadanie. Ruszył ku walczącym i z pomocą niebywale potężnego czaru przemienił ich w ludzkie istoty. Jakież było ich zdziwienie, gdy zamiast bestii z kamienia czy światła gwiazd ujrzeli dwójkę, rannych i słabych śmiertelnych. Wtedy obaj zapałali gniewem do swych, nadal smoczych, braci. Ogromną niesprawiedliwością było bowiem, by zaledwie połowa Władców utraciła swą potęgę, będąc tym samym na łasce młodszych od siebie. Tenże powód i przyczyna zaowocowały przemianą pozostałych braci. Smoczy bracia raz na zawsze porzucili swe gadzie powłoki. Stali się ludzcy, a zatem i podatni kaprysom natury. Ziemia, którą zamieszkiwali, przestała być im schronieniem. Pustkowie w którym się znaleźli oferowało im jedynie rychłą śmierć. Radzili się bracia długo, cóż uczynić, nijak nie mogąc dojść do porozumienia. Ostatecznie oczywistym stało się, że nie mogą już dłużej żyć razem. Ruszyli więc na cztery strony świata, poprzysięgając sobie, że już nigdy się nie spotkają. Ponoć aż do dzisiejszego dnia krążą po świecie ci upadli Władcy, a świat jeszcze nie zapomniał im dawnej krzywdy...
Opowieść Serkage dobiegła końca, a on upił nieco swojego miodu. W "Tańczącym kundlu" jeszcze przez chwilę panowało wręcz nabożne milczenie. Umysły prostych ludzi właśnie w taki sposób działały. Każda historia rysowała w ich głowach niesamowicie barwną opowieść, nierzadko wywierającą na słuchaczach ogromne wrażenie. Avianin oczywiście w żadnym wypadku nie uważał tego za wadę. Cenił tę cechę wśród swoich słuchaczy jak mało którą inną. Mimo wszystko milczenie tłumu stało się już dość niezręczne, by Feniks postanowił coś z tym zrobić.
- Ekhem... - odchrząknął - Czyżbym był aż tak marnym gawędziarzem, by nie nagrodzić mnie choć jednym ciepłym słowem?
- Moim zdaniem jesteś wspaniałym gawędziarzem. - odpowiedziała mu Rhen, a w jej oczach błysnęły iskierki rozbawienia. Kilku ludzi skinęło głowami, mamrocząc coś pochlebnego, ale w zbiorowym pomruku trudno było rozróżnić poszczególne pochlebstwa.
Serkage przeczesał dłonią pióra na głowie, lekko za nie szarpiąc, jakby właśnie z nich mógł wyciągnąć pomysł na to czym jeszcze uświetnić ten i tak wspaniały wieczór. Nie było to oczywiście niezbędne, gdyż ludzie doskonale bawili się nawet wtedy, gdy zajmowali się sami sobą, a on sam prawdę powiedziawszy pragnął oddalić się już do przydzielonego mu pokoju. Jednakże Kage był bardem. Artystą słowa pisanego oraz mówionego i śpiewanego. Czuł się w pewnym stopniu w obowiązku zabawiać ludzi, którzy zdecydowali się zagrzać ławy przy jego stole.
- Powiedzcie no, panie ptaku - jeden z okolicznych rolników, prosty chłop zajmujący się uprawą roli wybawił Serkage z jego problemu, w chwili, gdy ten zdecydował się już pożegnać i wyjść - długo to już trudnicie się takim gadaniem po wsiach?
- Dość długo - przyznał Serkage - Miałem na tyle czasu, by nieomal dwukrotnie dokładnie zwiedzić całe Erden wszerz i wzdłuż.
- A tą panienkę zapoznałeś gdzieś na szlaku?- dopytał inny.
- Serkage i ja od samego początku podróżujemy wspólnie. - odparła Rhen, czym zyskała sobie promienny uśmiech swojego wybranka.
- To prawda, piękni ludzie. - zgodził się Orzeł i wstał, kłaniając się przy tym nisko. Zerknął przy tym na Sikorkę, a ta zrozumiała przekaz, gdyż również wstała - Jednakowoż pora jest późna, a ja zwykłem wstawać o świcie. Zatem zostało nam pożegnać się. Do zobaczenia, mili ludzie!
- Jesteście wspaniałą publicznością. Czystą przyjemnością, było dla was wystąpić! - dopowiedziała jeszcze Rhenawedd, nim ujęła przedramię Feniksa, pozwalając mu poprowadzić się w stronę pokojów.
Odprowadziły ich jeszcze wyrazy uznania i okazjonalne, zupełnie spontaniczne ciepłe gesty. Kilkukrotnie ktoś przytulał Kanię i poklepywał po plecach Serkage, nie szczędząc im przy tym pochwał, zanim dwójce avian udało się dobrnąć do pokoju, na który sobie zasłużyli.
Wnętrze było czyste i schludne, choć mimo wszystko nieco ciasne. Gospoda zdawała się być bogata o czym świadczyły dwa, proste łóżka, nakryte jasnobrązowymi narzutami upchnięte pod ścianami. Obok każdego z łóżek stał niewielki stoliczek z pojedynczą szufladą. Nieco bliżej wejścia, ukryty przed wzrokiem osoby stojącej w progu stał porządny stół z trzema krzesłami. Serkage zaciągnął zasłonę na oknie i odwrócił się w stronę Kukułki.
- Wybierasz prawe czy lewe łóżko? - spytał.
Avianka przyjrzała się krytycznym okiem obu meblom, jak gdyby drastycznie się od siebie różniły.
- To po prawej podoba mi się bardziej.
- Doskonały wybór, moja słodka. Podobał ci się dzisiejszy dzień? - spytał z uśmiechem.

<Rhenawedd? Podpisuję się pod tym pytaniem>

niedziela, 11 czerwca 2017

Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.

Link do obrazka:https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/6b/02/11/6b02111cfaf86d270d37ccb6b849490f.jpg
Imię: pełne to Murukumi, bardziej jednak uznaje krótszą wersję, Murumi. (W starożytnym języku runicznym znaczy ,,śnieg", a ,,murukumi" oznacza śnieżycę)
Nazwisko: Salahakari
Przydomek: Pochodzące od imienia to Muru, Kumi lub Ruku (najczęściej dwa ostatnie). Przez wielu nazywana Meshii, co jak się domyśliła, znaczy ,,niewidoma".
Rasa: dziecko księżyca, ale jej umiejętności nie różnią się zbyt wiele od umiejętności magów.
Wiek: 11 lat
Płeć: kobieta
Przynależność: Gildia Amofristo
Stanowisko: mag żywiołów
Religia: nanizm
Aparycja: Ponieważ uznawana jest za niewidomą, ukrywa swoje fioletowe oczy pod opaską. Jej ubrania są przeważnie zwyczajnymi kawałkami materiału owiniętymi wokół ciała. I tak przecież nie wie, jak wygląda.

 Zdolności: Murumi widzi swoimi oczami dwa nałożone na siebie światy - świat ludzi i świat duchów. Ten drugi jednak przeraża ją do tego stopnia, że wolała pozbawić się zmysłu wzroku, niż go oglądać. Prócz tego, woda jest jej sługą, potrafi po niej chodzić i nią kierować, a także czerpać z niej energię. Potrafi także dogadać się z każdym nocnym stworzeniem i każde z nich jest jej posłuszne.
Zainteresowania:
 Charakter: Murumi jest niesamowicie opanowana, spojona i zawsze mówi lekko monotonnym głosem. Jeśli chodzi o charakter, nie ma w nie nic z dziecka.
Historia: matka Murumi była tak zdesperowana, aby mieć ukochanego, że każdej nocy prosiła Księżyc, aby ten zesłał jej ukochanego o poranku. I tak się stało. Gdy jednak dziecko nieco podrosło, okazało się, że posiada białe włosy - cena modłów do księżyca, i że panuje nad wodą. Mężczyzna z gniewu, że żona go zdradziła z jakimś magiem, zabił ją, a dziecko na dodatek porzucił w lesie na pożarcie dzikim zwierzętom. Dziewczynka jednak nie ucierpiała, zwierzęta zaniosły ją do sąsiedniej wioski, w której mieszkali sami magowie. Ci postanowili oddać ją do opiekunów świątyni Nani, gdzie do lat dziewięciu rozwijała się pod opieką mędrców i to oni nadali jej imię. To oni podarowali jej opaskę na oczy, gdyż dziewczynka nie widziała normalnie, co ją przerażało. Potem udało jej się oswoić znika podmieńca i obwieściła swojemu mentorowi, że rusza z nim w świat. Nie chciał się zgodzić, jednak Murumi dorównywała mądrością i dojrzałością innym duchownym, zatem pozwolił jej iść. Tak też Murukumi zawitała w progi królestwa Erden.
 Partner: jest fizycznie zbyt młoda
 Rodzina: nie ma pojęcia, kim byli
Towarzysz: Kiukiu
Szczegóły: Jest coś jeszcze czego nie uwzględniłam wyżej? Tu masz miejsce.
Autor: Lucy321


Link do obrazka: https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/b7/fa/7b/b7fa7b7e9ea272fcadfd102eee0187ae.jpg (na arcie właścicielki widoczne jego odmieńcze zdolności)
Imię: Kiukiu
Rasa: znik podmieniec
Wiek: trzy lata
Płeć: Samiec
Krótki opis: zniki mają to do siebie, że potrafią przybrać każdą możliwą formę, od zwierząt do istot, ten jednak gatunek może przybierać tylko takie, które widział. Nie może jednak korzystać choćby z ziania ogniem smoków czy rzucania zaklęć przez magów. Potrafi niczym papuga odtworzyć usłyszane dźwięki, nie rozumie jednak ich znaczenia. Jest niesamowicie płochliwy i samotnie w sytuacjach zagrożenia zamienia się w najmniejsze stworzonka, zaś gdy jest z właścicielką, do której jest silnie przywiązany, przybiera groźne postacie. W takim razie ,,podmieniec" jest już wyjaśniony, ale dlaczego znik? Jest niesamowicie szybki, jego przemiana zajmuje ułamek sekundy, więc gdy przybiera postać mrówki, wydaje się, że zniknął. Z zachowania i z wyglądu przypomina koto-jaszczurkę z wyłupiastymi oczami. Nie jest agresywny, raczej bardzo bojaźliwy, żywi się jedynie roślinami i drobnymi zwierzątkami. Jedynym dźwiękiem, jaki wydaje w swojej zwykłej formie jest ,,kiu", stąd też jego imię. Jest bardzo lojalnym i oddanym przyjacielem na całe życie, jeśli tylko zdoła się go oswoić.Takie są zniki i taki jest Kiukiu.
Właściciel: Murukumi Salahakari